THE DAY EVERYTHING BECAME NOTHING
The day everything became nothing
I was standing underneath a street light
wishing I had a cigarette. I can't
recall
anything unusual about it.
If there
was something in the air,
if the sky had clouded over,
I wasn't aware; I
was too bored to care.
No thunder roared, no lightening cracked,
no missiles rained from the sky, this was no sneak attack.
There was just
suddenly
this awful lack.
Things had changed,
that's for sure.
The day everything became nothing,
you couldn't put your finger on what had gone wrong.
The alleys were still
dirty; the garbage still smelled;
there
was no panic in the streets---just alot of grief,
in peoples faces,
in their
eyes, a mixture of horror
and total surprise. This was no apocalypse.
No one heard a voice from the sky.
There were no miracles at the 7-Eleven.
No
one screamed, no one even asked why.
It was just like everything had somehow, quietly died.
So, let it die.
I can't remember much of what happened
next.
I was on my way to visit this woman I knew.
All we had in
common was good sex and now I couldn't
even remember her address.
A group of us, just strangers, got together and
we
formed a committee to discuss the problem.
We talked about things like assured mutual destruction and emotional responsibility.
I
couldn't remember my name, so I called
myself Bob.
It's weird being a Bob, but I'll get used to it ---I have to.
OH, MY GOD! NO! NO!
DZIEŃ W KTÓRYM WSZYSTKO STAŁO SIĘ NICOŚCIĄ
Tego dnia, w którym wszystko stało się
nicością
Stałem pod uliczną latarnią mając ochotę na papierosa.
Nie potrafię
przypomnieć sobie niczego niezwykłego.
Gdyby coś wisiało w powietrzu,
gdyby niebo zachmurzyło się, Nie byłem świadomy;
Byłem zbyt znudzony by
się tym interesować.
Żaden grzmot nie ryknął, żadna błyskawica
nie huknęła, żadne pociski nie spadły z nieba, to nie był podstępny atak.
To było tylko nagłe przeczucie, że czegoś brakowało. Sprawy zmieniły się, to na pewno.
Dnia, w którym wszystko stało się nicością,
nie potrafiłbyś dorzucić swoich trzech groszy do tego co nie poszło po twojej
myśli.
Aleje były wciąż brudne, śmieci wciąż cuchnęły,
nie było paniki na
ulicach - tylko wiele smutku, na twarzach ludzi,
w ich oczach, mieszanka
przerażenia i zupełnego zaskoczenia.
To nie była apokalipsa.
Nikt nie usłyszał
głosu z nieba.
Nie było cudów na 7 - Eleven.
Nikt nie krzyczał, nikt nawet nie zapytał
dlaczego.
To było po prostu tak jakby wszystko jakoś, po cichu umarło.
Więc,
niech to umrze.
Nie pamiętam zbyt wiele z tego co potem
się zdarzyło.
Byłem w drodze do kobiety, którą znałem.
Wszystko co nas łączyło
to był dobry sex
a teraz nie pamiętam nawet jej adresu.
Nasza grupa, po prostu
osób nieznajomych, zebrała się
i uformowaliśmy komitet by przedyskutować ten
problem
. Rozmawialiśmy na temat takich kwestii jak pewne wzajemne zniszczenie
i emocjonalna odpowiedzialność.
Nie pamiętam swojego imienia, więc nazwałem
się Bob.
To dziwaczne być Bobem, ale przywyknę do tego - Muszę.
Oh, mój Boże! NIE! NIE!